NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Dziedzictwo Marii Celeste Crostarosa


Autor: s. Agnieszka Kot, redemptorystka

www.redemtorystki.pl

Dziedzictwo, które pozostawiła swoim córkom Maria Celeste Crostarosa, odczytywane jest przez pokolenia kobiet w różnych częściach świata. Charyzmat konkretnie realizowany jest na wszystkich kontynentach w wielu krajach, kulturach i językach. Bardzo ważne jest to, żeby wspólnota w formach swojego życia pozostawała pamiątką życia Jezusa i mówiła do ludzi językiem dla nich zrozumiałych. Stąd konieczność adaptacji, inkulturacji. Każda ze wspólnot szuka drogi realizacji misji zawartej w konstytucjach, odpowiada na znaki czasu i potrzeby Kościoła lokalnego.

Realizacja charyzmatu stanowi o naszej tożsamości. To on określa z jakim sercem podejmujemy nasze codzienne mnisze zdania. Ale on znajduje wyraz również w formach zewnętrznych. I tak rozpoczynając od miejsca najważniejszego: w  kaplicy jest znak klauzury, ale ludzie modlą się z nami widząc nas. Rozumiemy naszą klauzurę w sposób eucharystyczny – jako dar. Pragniemy, by nasza modlitwa i obecność tak wspólnotowa jak i indywidualna pociągała do modlitwy, by ludzie przez nas odnajdywali w swoim sercu źródło bijące pragnieniem zjednoczenia z Bogiem. Chcemy dzielić z nimi szczęście tego skarbu i przywileju spotkania z Bogiem. Dbamy bardzo o liturgię, o jak najpełniejsze uczestnictwo w niej świeckich, także o to, by kaplica mogła być otwarta, by któraś z nas zawsze tam była. Można też zawsze poprosić o otwarcie kaplicy. Przez to wszystko chcemy mówić, że On tu na nich czeka i pragnie spotkania.

Inną formą jest dostępność. Nasze Konstytucje mówią, że nasza klauzura jest „otwartą bramą”. My nie wychodzimy, ale zawsze jesteśmy w domu. Bardzo dużo ludzi do nas dzwoni, pisze, przychodzi. Z biegiem lat jako wspólnota i indywidualnie stałyśmy się towarzyszkami drogi wielu osób. Staramy się być dla nich wsparciem, pomóc im dostrzec Boga obecnego i działającego w ich życiu, zobaczyć ewangeliczną głębię tych wydarzeń, które przeżywają. Czasem po prostu razem, w milczeniu niesiemy z nimi krzyż. I jesteśmy przy nich, gdy upadają. Mam takie wewnętrzne, głębokie doświadczenie, że to jest właśnie bycie narzędziem w ręku Odkupiciela. On w nas, może dziś wyjść naprzeciw każdemu z nich, odnaleźć ich i powiedzieć im o swojej miłości. Można przyjść, zadzwonić, przyjechać na dni skupienia, porozmawiać z siostrą i modlić się z nami.

Ważnym wymiarem życia jest życie wspólnotowe. Pierwszą naszą regułą jest: Jedność serc i wzajemna miłość. Jesteśmy mniszkami, ale powołanie kontemplacyjne przeżywamy w sposób redemptorystowski. „Maria Celeste we wspólnocie zaleca szczerą i ofiarną miłość braterską jako owoc i jednocześnie drogę kontemplacji[1]”. Są w naszym domu dni i godziny milczenia. Małego i wielkiego – jak w każdym klasztorze, ale jest też ogromna uwaga na moją siostrę, na to, co przeżywa. Stąd codzienna rekreacja, dbałość o świętowanie we wspólnocie, przeżywanie wielu rzeczy razem. Powołanie do życia w klauzurze to powołanie do miłości. Piszę o tym z drżeniem. Piszę nawet z pewnym trudem, świadoma swoich słabości i grzechów przeciw miłości.  Wolałabym w ogóle nie używać tego słowa. Ono zawsze wydaje mi się za wielkie dla mojej codzienności. A jednak całe nasze życie jest w niej zanurzone, bo „Bóg jest miłością”. Można by pisać o konkretnych sposobach jej realizowania, ale w istocie rzeczy ona przenika wszystko w naszym życiu. To ona pobudza do podejmowania działań. To ona pociąga do modlitwy. To ona rodzi przebaczenie, pragnienie zrozumienia i przyjęcia drugiego człowieka. To ona uzdalnia do przeżywania ślubów i rad ewangelicznych. To ona wreszcie pozwala trwać w wierności. Miłość to Bóg. To Bóg jest Miłością i On w kochaniu człowieka potrafi być bardzo konkretny.

Nasza założycielka, M.C. Crostarosa, jak już wspomniałam w poprzedniej części, doświadczyła w swoim życiu i pozostawiła tego ślad w swoich tekstach, że każdy człowiek, który doświadczył Bożej miłości, nie potrafi zatrzymać jej tylko dla siebie: „Ponieważ Ja jestem twoim Oblubieńcem, poślubiłaś więc Miłość i Dobroć. Teraz chcę, abyś poślubiła również miłość do moich dusz[2]”.

Nasza pierwsza reguła jest nam bardzo droga. Zarówno wspólnotowo jak i osobiście troszczymy się o to, by była ona rzeczywiście pierwszą regułą naszego życia, naszej codzienności. Moją nadzieją każdego poranka jest spotkanie z Jezusem w Jego Słowie i w Eucharystii, w których On sam wlewa w nas swoją miłość, uzdalnia do tego, by dzień, który się rozpoczyna, przeżyć w ofiarowaniu sobie nawzajem we wspólnocie, ludziom, których spotkam w rozmównicy. Zza klauzury, mocą powołania, mogę dotrzeć także do tych, których nigdy nie spotkam, ale których mogę kochać modlitwą.

Powrócę na moment do naszej założycielki, bo, jest ona dla mnie niezwykle ważną nauczycielką tej wielkiej sztuki, o której piszę. Otóż M. Celeste w ostatnim swoim stopniu modlitwy daje szczególną definicję modlitwy: „Podoba się Panu, aby dusza, Jego oblubienica, zanosiła błagania o dobro bliźniego w modlitwie prośby. Modlitwa ta jest miłością, którą Bóg wlewa w serce człowieka dla potrzeb Kościoła, jakiegoś grzesznika lub dusz czyśćcowych. Bóg wlewa w nas wewnętrzny impuls, rodzący się z zaufania do Boga. Wtedy modlimy się całymi dniami kochając Boga,[3]”. „Modlitwa jest miłością”… Dla nas, mniszek, jest pierwszym sposobem kochania świata, mojej siostry, konkretnego człowieka.

Ludzie żyjący w świecie spotykają różnych ludzi, mniej lub bardziej różniących się od nich samych. Jednych jest kochać łatwiej, innych trudniej, a zdarzają się i tacy, których, aby kochać, trzeba prawdziwego heroizmu. Często podejmują to wyzwanie, ale czasem od niego uciekają, gdy wyzwanie wydaje się przerastać, zmieniając miejsce, środowisko, nawet pracę.

W klauzurze nie da się uciec od trudnych relacji, trzeba je podejmować, stawiać czoła własnemu egoizmowi i małoduszności, rozwiązywać problemy, niezmordowanie szukać dróg do spotkania i wzajemnego zrozumienia. Domaga się tego nie tylko konieczność życia pod jednym dachem. Domaga się tego przede wszystkim Jezus, który żyje w naszych sercach, który nieustannie, w Eucharystii, obdarza nas swoją miłością do końca.

Kiedy doświadczam trudu w zrozumieniu się z kimś, staram się głęboko zrozumieć jego przyczyny. Wtedy intensywnie i głęboko słucham tej osoby, żeby dobrze poznać jej świat. Drugą inicjatywą, jaką podejmuję jest modlitwa za tę relację, zwłaszcza modlitwy błogosławieństwa. Tak, błogosławić i pragnąć jej dobra. To działa! Trzecim krokiem, który podejmuję, to bardzo uważne dostrzeganie jak kocha ją Jezus. Przyznam, że wiele razy On bardzo mnie zaskakiwał, zawstydzał. Patrzenie na konkret miłości Jezusa do tej osoby bardzo mnie uwalnia, rozbraja. Czuję jak wzrasta we mnie przestrzeń do przyjęcia jej. Kolejnym krokiem jest wiara, że w życiu nie ma przypadków. Bóg chciał i chce, żebyśmy się spotkały. On powołał ją i mnie do tego domu. A On się nie myli, tylko czasem nam robi niespodzianki J. On wie, że możemy się nawzajem przyjąć. Co więcej daje nam tę łaskę, na którą  mamy się tylko otworzyć. Potem trzeba jeszcze odrobiny czasu i cierpliwości, bo człowiek nie zmieni się z dnia na dzień. To proces wymagający umiejętności czekania na siebie nawzajem.

Jeśli klasztory klauzurowe są sercem Kościoła, to wszystko, co się w nich dokonuje, musi wypływać z Serca Jezusa, musi mieć Jego miłość za źródło i musi mieć horyzont, który sięga nie tylko do ogrodzenia. Świadomość, że moja codzienność jest modlitwą za świat, że każde moje „tak” dla Jezusa dodaje komuś w świecie siły, odwagi i cierpliwości, dla mnie samej jest mocą. Mobilizuje mnie do tego, by nie żyć poniżej tego, co we mnie najlepsze – z Boga zrodzone, przemienione już ogniem Jego miłości.

Chyba każdy z nas zna wielkie słowa wielkiej świętej Teresy od Dzieciątka Jezus:

Zrozumiałam, że Kościół posiada Serce i że to Serce płonie miłością. Zrozumiałam, że jedynie miłość pobudza do działania członki Kościoła, że gdyby miłość wygasła, Apostołowie nie głosiliby już Ewangelii, Męczennicy odmówiliby przelewania krwi. Zrozumiałam, że miłość jest wszystkim, że ogarnia wszystkie czasy i wszystkie miejsca. Miłość dała mi klucz do mego powołania.”.

Wiem, że to wielkie słowa, ale tak pragnę żyć. Pociesza mnie bardzo bł. Karol de Foucauld: „Miłość nie polega na tym, by czuć, że się kocha, ale na tym, by chcieć kochać. Jeśli się chce kochać, kocha się. Jeżeli się chce kochać ponad wszystko, kocha się ponad wszystko.[4]

A wszystko to w poczuciu współpracy z Odkupicielem! „Przez wszystko stajemy się sługami Bogami.” – mówi św. Paweł. Każdą najmniejszą rzecz można ofiarować Bogu za kogoś. Z każdym naszym „TAK” jest związany jakiś człowiek. Każde zwycięstwo może stać się lekarstwem na choroby świata. Każde zbliżenie do Boga i człowieka jest leczeniem rany obojętności. Ta wewnętrzna treść życia całkowicie i wyłącznie oddanego Bogu jest jak skrzydła. On niosą nas przez życie. Dzięki wierze, że Jego miłość nie może się oprzeć błaganiu serca, które poza Nim nie ma żadnego innego wspomożyciela każda najmniejsza rzecz może mieć wartość zbawienną przez złożenie jej Bogu w Eucharystii.

Foto. Siostry Redemtorystki


[1] Jan Paweł II, List do Zakonu Redemptorystek

[2] M.C.Crostarosa, Rozmowy duszy z Jezusem, Kraków 1997, str.32

[3] M.C.Crostarosa, Stopnie modlitwy, Kraków 1997, str. 211

[4] J. F. Six, Karol de Foucauld, Editions du dialogue, Paris 1973

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *