Czy Bóg mógł otworzyć nam Niebo w inni sposób, aniżeli przez swoją mękę i śmierć? Skoro jest wszechmogący, wydawać się może, że mógłby. Dlaczego więc wybrał tak drastyczny sposób, o jakim czytamy we wszystkich 4 Ewangeliach? Dlaczego dał się pojmać i sądzić przez człowieka? Dlaczego pozwolił zmasakrować swoje ciało? Dlaczego zgodził się na to, aby ludzie na Niego pluli, aby Go przeklinali? Po co było mu dźwigać belkę krzyża i później do tego krzyża dać się przybić?
A może chodzi o to, że Bóg wybrał najtrudniejszy z możliwych sposobów śmierci, abyś zrozumiał, jak wiele dla niego znaczysz? Bo życie oddaje się za tych, którzy wiele dla mnie znaczą. A oddać za kogoś życie w tak niewyobrażalnie drastyczny sposób, znaczy, że tego kogoś kocham w sposób niewyobrażalny! Słyszysz to? Bóg kocha ciebie w niewyobrażalny sposób!
Bóg mógłby stworzyć ciebie tak, abyś kochał Go automatycznie. Ale co mu z takiej miłości? Byłbyś zaprogramowanym komputerem, z którego miłość wychodziłaby jak papier z drukarki, po naciśnięciu klawiszy ctr+P.
A Bóg pragnie, abyś w wolności powiedział mu „kocham”. Dlatego łapie się, czego tylko może, nawet śmierci, abyś w końcu zrozumiał, że Bóg ciebie kocha i może zrobić wszystko, aby przyciągnąć ciebie do siebie! Abyś wbił w swoją „łepetynę”, że dla Boga jesteś najważniejszy i najcudowniejszy! Abyś w końcu pojął, że Bóg czeka z rozłożonymi rękoma, aby przyjąć Ciebie do Nieba!
Czasem jest mi szkoda Boga. Pewnie stoi przy bramach Nieba, patrzy na nas i widzi jak mamy Go w nosie. Patrzy jak wolimy wchodzić w układ szatanem, paplać się w grzechach i chodzić drogami na skróty. Widzi jak zwlekamy z nawróceniem, ze spowiedzią, z porzuceniem atrakcyjnego dla nas zła.
I pewnie stoi przy tych wspomnianych bramach Nieba, na których widnieje napis „OPEN 24/h” i myśli: „Maćku, Agnieszko, Grześku, Agato… Co ja jeszcze muszę zrobić, abyś w końcu Mnie pokochał…”.