Ciekawy tekst:
http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr379/04-wdr.htm
Polecam i czekam na refleksje, szczególnie Marka i ks.Marka ;]
[ Dodano: Nie 01 Cze, 2008 01:10 ]
Może zacytuję fragmenty, o które mi najbardziej chodzi, żeby niektórym oszczędzić czasu, ale uprzedzam, że będą wyrywane i warto popatrzeć na nie w pełnym kontekscie:
-------------------------
(...) Jest gama zachowań seksualnych, przejawiających się w różnym wieku, mieszczących się w granicach normy.
Tajemnica homoseksualizmu nie ogranicza się do ludzi. Wiemy już, że również u zwierząt pojawiają się homoseksualne zachowania i preferencje. Niektóre łączą się w pary, mimo że należą do tej samej płci. Na przykład łabędzie mogą na całe lata łączyć się w parę z osobnikiem tej samej płci.
(...)Prawie wszystkie programy terapeutyczne, które zmierzały do zmiany orientacji seksualnej uczestników, się nie powiodły.
Zmiana orientacji seksualnej osób homoseksualnych wydaje się tak samo niemożliwa, jak osób heteroseksualnych.
(...)Obecnie uważa się, że rozwój orientacji i zachowań homoseksualnych ma
podstawy biologiczne zmodyfikowane przez zachowanie. Ludzie często wybierają obiekt preferencji seksualnych w zależności od okoliczności, w jakich się znajdują, ale nie zmieniają swojej podstawowej orientacji.
(...)Czy są niezrozumiani w znacznym stopniu?
Tak. W piśmiennictwie chrześcijańskim aż do czwartego wieku, nawet w pismach św. Pawła odnajdujemy dowody na istnienie podobnych problematycznych kwestii. W Liście do Koryntian św. Paweł musi wynajdywać słowa, aby opisać rzeczy, które sam rozumie, ale my dzisiaj nie do końca je rozumiemy. Wiemy, że w okresie Cesarstwa Rzymskiego, w okresie hellenistycznym i w okresie wczesnego chrześcijaństwa miały miejsce rzeczy, które określilibyśmy mianem złego prowadzenia się, inne niż cudzołóstwo i nierząd. Było to, na przykład, wykorzystywanie chłopców do praktyk seksualnych, czyli pederastia. W kulturze Grecji i Rzymu chłopcy przed okresem dojrzewania byli uważani za uosobienie piękna, a współżycie z nimi nie było w oczach Greków i Rzymian przestępstwem. Zmieniało się to, kiedy chłopiec stawał się mężczyzną. Na pewnych obszarach obowiązywały bardzo surowe prawa zabraniające homoseksualizmu wśród dorosłych, ale w obrębie kultury rzymskiej było to dopuszczalne.
W listach do Rzymian i Koryntian św. Paweł wspomina o homoseksualnych praktykach związanych ze świątyniami i kultem bogów, które go oburzały. Powszechne było wówczas istnienie związanych ze świątyniami prostytutek obojga płci. Kiedy zatem św. Paweł w Liście do Rzymian łączy seksualną perwersję z bałwochwalstwem, to właśnie ma na myśli. Wspomina też o powszechnym zwyczaju zadawania się żonatych mężczyzn z męskimi prostytutkami, co zostało wielokrotnie potępione przez Ojców Kościoła. Kiedy czyta się żywoty Ojców Kościoła, widać, że wiele pokus cielesnych, na które byli wystawieni, łączyło się z pożyciem z młodymi chłopcami. Na przykład, Ojcom Pustyni diabeł często jawił się pod postacią młodego chłopca. Była to pokusa seksualna, ponieważ wynikała z ówczesnej kultury. W długiej historii chrześcijaństwa pewne zachowania seksualne były uważane za dopuszczalne lub nie, ale te, które były częścią dziedzictwa kultury rzymskiej, we wczesnym chrześcijaństwie należały do praktyk potępianych.
Homoseksualizm zaczęto piętnować w dwunastym i trzynastym wieku. Przedtem nie przykładano do niego większej wagi i potępiano tylko pewne zachowanie seksualne. Na Zachodzie wraz z rozwojem teorii prawa naturalnego opartej na kategoriach arystotelesowskich, opisanej przez św. Alberta Wielkiego i św. Tomasza z Akwinu, homoseksualizm zaczęto uważać za grzech przeciw naturze, podobnie jak lichwę
[lichwy już nie traktuje się chyba jako grzech przeciw naturze? - dop. S.A.]. Przedtem nie postrzegano go w taki sposób. Jak wiadomo, w długiej historii teologii moralności pewne kwestie były traktowane na różne sposoby. Musimy więc być bardzo ostrożni, chcąc przenosić idee historycznie i kulturalnie zakorzenione w średniowieczu do naszych czasów, podobnie jak nie stosujemy już obecnie ani medycyny, ani psychologii wieków średnich.
(...)
Jezus mówi, że złodzieje i prostytutki gwałtem wdzierają się do królestwa niebieskiego przed faryzeuszami. Pojawia się pytanie, kto należy do faryzeuszy, a kto jest złodziejem i prostytutką. Ja mógłbym być pośród złodziei i prostytutek.
(...)
Bóg kocha różnorodność i myślę, że kocha też homoseksualistów. Ktoś powiedział, że w przeciwnym razie nie stworzyłby ich tylu. Jeśli tak jest naprawdę, to nie ma powodu, aby ktokolwiek nie czuł się w pełni kochany przez Boga i nie był pełnoprawnym członkiem wspólnoty chrześcijańskiej.
(...) Kościół, mówiąc o homoseksualizmie, stara się unikać języka medycznego, ponieważ w wyniku badań psychiatrów i psychologów stwierdzono, że homoseksualizm nie może być postrzegany jako patologia;
homoseksualiści są pod każdym względem zdrowi. To, że ktoś ma taką czy inną orientację seksualną, nie oznacza, że jest dotknięty psychiczną lub fizyczną chorobą. Dlatego w nauczaniu Kościoła delikatnie przesunięto wagę tego problemu z obszaru medycznego w metafizyczny, w którym to zaburzenie ontologiczne wyrażało się poprzez inklinację homoseksualną.
Zaburzenie ontologiczne, chociaż jest uważane za złe, nie jest grzeszne. Trudno jest zrozumieć, że może być złe, choć nie grzeszne. Oznacza to, że każde działanie polegające na uleganiu takiemu zaburzeniu ontologicznemu byłoby ipso facto grzeszne. Tutaj pojawia się jednak następujący problem: seksualność, a szczególnie orientacja homoseksualna, nie może być rozpatrywana na poziomie ontologicznym, który zajmuje się istnieniem rzeczy. To, że istnieje ciało, jest zagadnieniem ontologicznym, ale fakt, że ktoś ma oczy niebieskie, a ktoś inny brązowe, nie jest różnicą ontologiczną. W nauczaniu Kościoła chodzi o określenie podstawy różnic ontologicznych. Mimo to ludzie, słysząc określenia typu „zaburzenie ontologiczne”, czuli się źle. Gdyby nie słyszeli języka Kościoła, nie sprzeciwialiby mu się na gruncie filozoficznym.
(...) Poczuli oni, że ich postępowanie jest bardziej naganne i obarczone winą niż jakiekolwiek inne.
Najdziwniejsze jest to, że nie stawiamy takich samych barier ludziom o orientacji heteroseksualnej.
[rozumiem, że autorowi chodzi o fakt, iż od homoseksualistów wymaga się całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej - S.A.] O dziwo, Kościół jest bardziej tolerancyjny, jeśli chodzi o nierząd, cudzołóstwo i różne inne zjawiska.
[nie zgodziłbym się z tym stwierdzeniem - S.A.]
(...)Sporządziłem listę księży i miejsc spowiedzi, które odradzam homoseksualistom, ponieważ często pokuta, którą otrzymywali za grzechy, które ja nazwałbym powszednimi, po prostu była okropna.
Pewien mężczyzna opowiedział mi, że ksiądz kazał mu umyć usta w toalecie. To jest szalony, sadystyczny pomysł. Takie rzeczy kazano im robić, ponieważ mówili, że są homoseksualistami.
(...)Problem nie leży w prawie kanonicznym czy w dokumentach, które zostały stworzone przez Kongregację Nauki Wiary. Wydaje mi się — i jest to moja prywatna opinia, a nie stanowisko teologiczne —
że powinniśmy mieć moratorium na każde oświadczenie w każdej sprawie takiej natury przez przynajmniej dziesięć lat. Po prostu dlatego, że w ciągu ostatnich 25 lat prawie każde oświadczenie w tej sprawie było błędne.
Magisterium Kościoła można poprawiać, gdy popełnia błędy.
(...)Wszystkie dane naukowe pokazują, że istnieje nieredukowalne minimum młodych ludzi, którzy są odmienni pod względem płciowości. Nie chodzi tylko o homoseksualizm, ale biseksualizm, aseksualizm czy jakkolwiek by to nazwać. Jest wiele odcieni seksualności, które same w sobie nie są patologiczne. Na przykład, niektórym ludziom atrakcyjni wydają się starsi od nich, a niektórym młodsi, innym otyli. Czy to jest patologia? Nie, jest to tylko różnica, różnica w preferencjach seksualnych.
(...)
Mój problem z dokumentami kościelnymi, które ukazały się, odkąd kardynał Ratzinger jest przewodniczącym Kongregacji Nauki Wiary, polega na tym, że w moim odczuciu jego filozofia jest niezadowalająca. O wiele bardziej odpowiada mi personalistyczna filozofia papieża Jana Pawła II. Jest coś w filozofii Ratzingera na temat osoby ludzkiej, co nie pasuje do katolickiej tradycji. To może wydawać się dziwne, ale im dłużej czytam takie dokumenty, tym bardziej odnajduję w nich echo kalwinizmu i filozofii predestynacji. Odnajduję tam dziwne skłonności do determinizmu biologicznego, w tym znaczeniu, że biologia wyznacza nasze przeznaczenie, co nie jest prawdą. Istoty ludzkie są podatne na ukształtowanie i są także z natury dobre, ponieważ zostały stworzone na obraz i podobieństwo Boże. Żadna część istoty ludzkiej nie może być obiektywnie zła.
(...)
Wiem, na przykład, że wiele par homoseksualnych żyje w wierności wobec siebie. Obojętnie, jak Kościół postrzega ich pożycie seksualne, są sobie wierni tak samo, a
nawet bardziej aniżeli wiele par heteroseksualnych. Na tym właśnie polega życie w czystości, jeśli ujmiemy rzecz w kategoriach arystotelesowskich. Zachowują oni swoje dary płciowości dla siebie nawzajem, umacniają swoją wzajemną miłość, nie szukają innych partnerów.
(...)
Uważam, że osoby homoseksualne potrzebują ochrony prawnej. Z wielu powodów. Jednym z nich jest prawo własności. Jest wiele niuansów prawnych dotyczących wspólnej własności. Czasami osoby homoseksualne mają dzieci ze związków małżeńskich. Je także trzeba chronić. Myślę, że państwo ma prawo uznać legalny związek, który istnieje między dwojgiem ludzi. Problem pojawia się, kiedy nazwiemy go małżeństwem.
(...)Nasuwa mi się natomiast pytanie, czy jest możliwe, aby dwie osoby tej samej płci łączyła więź, która jest święta.
Są dane historyczne, które sugerują, że w niektórych częściach Kościoła w przeszłości takie związki były błogosławione.
Uważano je za święte. Jest to bardzo kontrowersyjne, ale wydaje się, że są na to dowody. Uważam, że w takich sytuacjach, wyłączając przypadki, kiedy chodzi o grzeszne prowadzenie się, czego Kościół nie może aprobować, dostrzeganie istniejącej więzi między ludźmi, którzy pragną obecności łaski i Boga w ich związku, jest podobne do postrzegania ludzi, którzy pragną zachować całkowity celibat w małżeństwie. Zgadzają się na małżeństwo, ale nie współżyją ze sobą. Pojawia się zatem pytanie, czy to jest prawdziwe małżeństwo? Nie jest przecież dopełnione. Praktycznie rzecz biorąc, nie jest to nawet prawdziwe małżeństwo w oczach Kościoła, ponieważ ci ludzie nie współżyją ze sobą.
W dyskusjach podnosi się kwestię Dziewicy Maryi i świętego Józefa, czy oni naprawdę byli małżeństwem, skoro nigdy nie dopełnili swojego związku? Kościół wierzy, że Maryja była dziewicą. Przed, w czasie i po poczęciu i narodzeniu Jezusa. W powszechnej tradycji Kościoła Maryja i Józef zachowali całkowicie czysty związek, a więc ich małżeństwo było w pewnym sensie niespełnione. Wahałbym się mocno przed nazwaniem małżeństwem związku, w którym ludzie żyją ze sobą jak brat z siostrą, nie postawiłbym go na równi z chrześcijańskim małżeństwem w sensie sakramentalnym. Czy to mógłby być sakrament? Możliwe. Tym powinna się zająć teologia sakramentów. Z prawnego jednak punktu widzenia nie mam problemu z zaakceptowaniem uregulowania takiego związku przez państwo. Może to złe porównanie, ale św. Tomasz z Akwinu popierał legalizację domów publicznych przez państwo, ponieważ pozwalało to na zachowanie świętości rodziny. Mając takie podstawy, Kościół może tolerować regulacje prawne, które popierają dobro społeczne, mimo że nie są całkowicie zgodne z tym, co Kościół rozumie poprzez idealny związek dwojga ludzi.