Na wstępie, to cieszę się
Harpoon, że zdecydowałaś się podzielić z nami swoim problemem. Skoro to uczyniłaś, to zrobiłaś już największy krok. Mianowicie przyznałaś się do błędu. Bo gdy ktoś uważa, że wszystko jest OK, to takiej osobie nie można pomóc.
A Ty widzę chcesz jakoś sobie z "tym" poradzić, ale nie wiesz za bardzo co masz czynić, bo za cokolwiek się zabierasz, to wciąż dopadają Cię jakieś lęki.
Skoro chcesz z tym zerwać, to proponuję, abyś sobie spisała na jakiejś kartce wszystko co Cię dręczy, przykłady tego co uwazasz że źle zrobiłaś. Np. brałam amfetaminę, rzuciłam krzyżem o podłogę, itp.
Na drugiej kartce spisz sobie co chiała byś w swoim życiu zmienić. Np. chciała bym się wyzwolić od pragnienia brania amfetaminy, być akceptowaną przez znajomych, itp.
Tylko nie rób tego na szybkiego w 10 minut, a się dobrze zastanów, aby niczego nie pominąć.
Takie zestawienie pomoże Ci dobrze przyjżeć się sobie z perspektywy trzeciej osoby i powiedzieć sobie, "co ja tak właściwie z sobą zrobiłam". Potem może być bardzo pomocne przy spowiedzi.
Nie wykluczam możliwości, że sama bez niczyjej pomocy z tego wyjdziesz na prostą, ale jest to bardzo mało prawdopodobne. Najlepiej abyś się zwróciła z tym do osób które wiedzą jak sobie z tym poradzić. Albo lepiej do samego Boga. Bo to on zna Cię lepiej niż ty sama (choć teraz pewno sobie z tego nie zdawałaś sprawy i ciężko by Ci było wejść w szczery dialog z Bogiem), on wie o Tobie wszystko. Jednak liczyć na cud, że Bóg zstąpi z Nieba i z Tobą pogada bym nie liczył, bo Bóg nie potrzebuje rozgłosu. On działa przez innych ludzi, np. kapłanów, Twoją mamę, ludzi z tego Forum czy mnie.
To, że czujesz się źle w kościele to doskonale rozumię i to normalne. Ja sam gdy "coś przeskrobię" to czuję się gorzej w bożej świątyni. Może nie tak jak Ty, ale gdy nie mogę przyjąć Komunii Świętej, to czuję się gorszy od innych, jakimś wyrzutkiem, który nie zasługuje na Miłość Bożą. Jest mi po prostu źle i czuję to w sobie. No i tak samo jak Ty, gdy nie mogę przyjąć Ciała Chrystusa, to wiem iż wypadało by pójść do spowiedzi, aby znów móc się cieszyć jednością z Bogiem. No i im dłużej nie idę do spowiedzi, to potem tym ciężej jest mi się za nią zabrać.
Ale gdy przełamię ten lęk, to potem Bóg mi to stokroć wynagradza spokojem sumienia i wewnętrzną radością.
Pisałaś o tym, że nie możesz się zbrać na siły aby pójść do spowiedzi. A ja zadam Ci pytanie: co masz do stracenia? Czy kapłan Cię skrzywdzi, zrani, obedrze ze skóry czy zabije? Nie. On Cię nie skrzywdzi, tak samo jak Bóg by nic złego Tobie nie zrobił. Przecież nie masz nic do stracenia, a możesz jedynie wiele zyskać. Tak na marginesie, to nie wiem czemu ludzie marnują tyle czasu, wysiłku i pieniędzy, na to co tak naprawdę niewiele im da? Zamiast poświęcić się temu, co przyniesie plony 10, 20, 100 krotne? Czyli marnują czas zamiast choć przez chwilę pomyśleć o życiu wiecznym po śmierci ciała (np. pójść do spowiedzi bo to ich dobrze przygotuje do życia wiecznego).
Wrócę na chwilę jeszcze do sprawy, iż w kościele się źle czułaś. Nie zastanawiałaś się dlaczego? Czyżby powodem tego był paniczny lek przed Bogiem, przed tym iż on Cię potępił za Twe czyny i że Ci nie wybaczy?
Przypomnij sobie słowa Jezusa do Marii Magdaleny: "Nikt Cię nie potępił? I ja Cię nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej."
Jezus nikogo nie potępia. On jedynie cierpi jak musi patrzeć na nasze cierpienie. Cierpi wraz z nami, jak widzi w jakie bagno się pakujemy. Jest mu bardzo przykro, że istota którą tak pokochał, którą sam stworzył na swój obraz i podobieństwo, nie jest szczęśliwa i ma problemy. Chciał by nam pomóc, coś zrobić, ale w swej miłości do nas dał nam największy dar: wolną wolę. Dał nam ciało, życie, dom, rodzinę, wszystko, wszystko... I to wszystko możemy stracić, to wszystko może ktoś nam zabrać, nad tym wszystkim Bóg może panować bo to jest jego. Ale wolnej woli nikt nam nie odbierze! I tym największym darem dla nas Bóg sam jakby związał sobie ręce, bo nie może sobie sam zaprzeczyć i zabrać Ci droga
Harpoon Tej wolnej woli!
Dlatego to Ty możesz brać narkotyki, iśc na mszę, rzucić krzyżem o podłogę, przytulić się do mamy, iść do spowiedzi. Bóg Cię do niczego nie zmusi, nie sprawi, że zniknie cała amfetamina na świecie.
Ale pamiętaj! Teraz on siedzi i płacze nad Tobą, bo jesteś daleko od Niego, bo Go odrzuciłaś :cry:
Bóg Cię kocha
Harpoon Ale z tego co napisałaś, to wnioskuję, że w Twoim życiu ostatnio jest tyle złego, że nie potrafisz tej miłości dostrzec :cry: Bo jak powiedział
Daidoss, Bóg się z butami w Twoje życie ze swą miłością nie będzie pakował.
Ja wiem jedno, że bez szczerej spowiedzi nie wyjdziesz z tego raczej. Gdy nie możesz się na spowiedź zdecydować, to proszę, abyś odpisując na tego posta napisała
co złego może Ci ta spowiedź dać. A gdy nie znajdziesz nic co może być złe, to dlaczegóż miała byś z niej nie skorzystać, skoro nic złego nie może Ci ona przynieść, a jedynie możesz wiele zyskać?
Pisałaś też, że rozważasz myśl o powróceniu na Odnowę. Wiem, że msza i spowiedź są ważniejsze niż nawet 10 spotkań Uwielbienia Odnowy, ale właśnie na Odnowie można się
naocznie spotkać z Bożą Miłością, której Ty tak nie możesz dostrzec. Więc uważam, że to dobry pomysł abyś się na to spotkanie wybrała.
Nim pójdziesz, to wiedz, że szatan będzie robił wszystko, abyś się nie wybrała. A nawet jak się wybierzesz, to postara się o to abyś się źle czuła. Ale to, że będziesz się źle czuła, to żadna tragedia. Z czasem będzie lepiej, a poza tym, to nie będziesz sama. Zawsze możesz też po spotkaniu porozmawiać z kimś z prowadzących lub księdzem.
Chciał bym aby Ci się udało z tego wyjść, więc proszę Cię o jedno. Nie wychodź ze spotkania, jak tylko źle się poczujesz. A potem przyjdź na kolejne. Lęki można zwalczyć, bo przecież jesteś człowiekiem i masz wolną wolę. Ten stan minie z czasem.
Uwierz w to, że Bóg Cię kocha