buendia napisał(a):Nie przeszkadza mi radosc, tylko sposob jej okazywania. Zreszta.. to tez mi nie tyle przeszkadza, co drażni. Zwracam uwagę, że nigdzie nie napisalem, ze jestem doskonaly. Bynajmniej tak nie uwazam. Czemu nie chce sie umowic ? Bo nie potrafilbym z kims zupelnie obcym rozmawiac o swoich osobistych jakby nie bylo sprawach, twarza w twarz. I argument, ze ksiadz jest posrednikiem z Bogiem do mnie nie przemawia.
Dobra więc co w okazywaniu radości cie drażni, że można tak otwarcie , tak przy ludziach, mimo tego że ktoś patrzy jak na wariata??
Osobiste to bedzie kiedy twój grzech nie będzie dotykał kogoś z twoich bliskich a przede wszystkim Boga. Tu nie chodzi o osobiste tu chodzi o twój wstyd, i znowu ktoś doskonały woli zachować swoje brudy dla siebie, i za żadne skarby nie powie ich obcemu człowiekowi. Zaś ktoś kto kocha i wie, że zranił pokona wstyd i strach i do spowiedzi pójdzie. Nie musisz spowiadac sie u obcego księdza to po pierwsze, po drugie istnieje konfesjonał więc twarzą w twarz nie musi byc. Tylko znowu, to ty musisz chcieć podjąc decyzję, że strach czy wstyd nie zamknie ci drogi do Szczęscia.
buendia napisał(a):Tak z ciekawosci, napisz czy np. Ty rzeczywiscie wynosisz cos z tych listow. Czy czujesz jakies poruszenie ?
czasem tak, ale przyznaję że czasem wogóle ich nie słucham...tylko, że ja uważam ze to jest problem, że to ja nie umiem słuchac, a nie, bo ktoś przynudza. Chociażby dlatego tak sadzę, że jak już słucham tych listów, to coś zostaje z ich treści w moim sercu czy głowie.
buendia napisał(a):Dla mnie naturalnym jest, ze watpliwosci są następstwem, a nie przyczyną niechęci do listów do wiernych ( wszelakiej maści, z wszelakich okazji ).
to zależy mogą być też przyczyną. jeśli ktoś wątpi w Boga i w to ze On przemawia, nie usłyszy tego co do niego "mówią" listy oraz kazania.
buendia napisał(a):To co napisalas zastanawia mnie. Zdaje sobie sprawe z pewnej formy mojego egoizmu.
Inna sprawa, ze zastanawia mnie, czy masz takie samo podejscie, jesli chcesz komus pomoc, komus, kto powiedzmy jest daleko od Boga, odszedl od Kosciola. Mowisz mu wtedy, zeby sam cos zrobil, czy probujesz mu pomoc malymi kroczkami ? Mi sie wydaje, ze chocby mala zacheta mimo wszystko jest wskazana. Taka zachete na pewno bym uzyskal, gdybym raz na jakis czas ( nie mowie ze na kazdej mszy ) uslyszal kazanie z zaangazowaniem, z jakims osobistym wkladem, nie koniecznie pracy, ale moze np. ducha ?
ja temu komuś nie pomogę jeśli on nie będzie chciał tej pomocy, nawet małe kroczki tu nie pomogą. Mogę się modlić, powiedzieć że może przyjść na rekolekcje czy coś ale nic więcej.
Co do kazania, to nie kazanie ma cię zachęcać, to osoba Jezusa, który jest obecny na Eucharystii ma sprawiać, ze nawet najnudniejsze kazanie bedzie dla ciebie czymś nowym, nowym odkryciem, ale żeby odkryć to coś w słowie, trzeba najpierw nauczyć się Go kochać. A uczy się Go gdy zgadzasz się na to by zmieniał Twoje serce, gdy zgadzasz się przyjmować sakramenty takim jakie On ustanowił, a nie takimi jakie ty chcesz by były. Każde kazanie bez twojej wiary będzie dla ciebie pustym i żaden ksiądz cię nim nie zainteresuje, wiem bo sama tak odbierałam większość kazań do niedawna i oczekiwałam tego co ty, niesamowitych "efektów specjalnych" i dalej się uczę słuchać...a ty bys chciał tak hop siup i od razu, zeby ksiądz uderzył w twoje serce z silą taranu.
ksiądz - człowiek, któremu nie wierzysz gdy pośredniczy Bogu w spowiedzi, ma cie zachęcić przez kazanie?? - jakim cudem??