NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Jakiego św. Walentego?


 

Św. Walentego, wspomnienie powinno zawsze być radosnym dniem – ale czy tylko dla puchatych  misiów i serduch, które mają być formą okazywania miłości, także w dzień patrona epileptyków i chorych psychicznie. Czy warto zadowolić owych zakochanych, i zapomnieć o tych, których patronem jest św. Walenty? Niektórzy mówią, że trzeba się dostosować, aby nie odpychać ludzi, ale … za wszelką cenę?

Oczywiście, można to uznać za wyolbrzymienie problemu, ale gdy patrzymy oczyma tego, któremu „kradnie się” patrona, nie da się milczeć. Znów można podnieść głos, i uznać, że przesada – jakże kradnie?

 

Zbiegły się dwie tradycje, kościelna i świecka, i ta druga przeważyła. Nie dostrzega się, że o miłości, zakochaniu itd., można mówić przez cały rok; tyle dni umożliwia wskazanie na piękno tego co cenne i wartościowe dla życia młodych ludzi, czy też później małżonków. Może wielu zdrowych dziwić owo „natręctwo” aby zatrzymać św. Walentego, aby przypomnieć sobie tego dnia, tych którzy żyją z ciężarem, który dotyka nie tylko ich ale wpływa na otoczenie w którym przebywają. Przeżywanie epilepsji jest trudne, ale też owocne. Nie są to czerwone róże, którym kolce się obcina, czy też misie którego by się chciało przytulić – epilepsja czy też choroba psychiczna to róże z kolcami – ich piękno można dostrzec, by to się stało, musisz pokaleczyć sobie dłonie. Osoby, które muszą przebywać z takimi osobami, mogą na początku odczuć pewny dyskomfort, czasm ten lęk pozostanie na dłużej. Jednak później przerodzi się on w zdrową troskę o osobę, z dostrzeżeniem jej talentów ale i wad. Towarzyszenie jej, jest jak radosne czuwanie, wpatrywanie się w Jezusa aby móc w takiej osobie dostrzec coś więcej aniżeli chorobę.

 

Jest to nauka, aby zaprzestać biegania przy niej, ale by zatrzymać się i porozmawiać, nie tylko o tym jak się czuje i czy wzięła leki. Po prostu to jest coś więcej.

Oczywiście, liczyć się trzeba z tym, że różnie przeżywana jest taka choroba. Nie każdy jest wierzący a tym bardziej nie każdy powie, że pogodził się dlaczego właśnie on. To jest owa droga, którą chory musi przebyć najpierw w swoim wnętrzu, ale trzeba mieć świadomość, że w tej wędrówce wspierany jest oprócz Boga, świętych także przez żyjących na ziemi.

Jeśli jesteś chory … tylko Bóg widzi serce, i rozjaśnia zagadki – których zmęczony umysł nie potrafi pojąć. Czy wierzysz, czy też nie – ale Bóg dotyka serca, abyś potrafił żyć pośród tego świata gdzie biegną ludzie a Ty musisz działać wolniej. On daje Ci serdecznych ludzi, dla których nie jesteś jakimś dziwnym tworem, którego nie wiedzą jak obsłużyć w urzędzie. Jesteś kochany – bo widzą ciebie całego – i Ty też musisz dostrzec siebie całego, po za tą chorobą.  Wędrówka, którą będziesz musiał przebyć, nie jest łatwa, ani krótka. Staje się uciążliwsza, przy każdym pogorszeniu pogody, zmianie leków i dostosowaniu się do jej dawkowaniu, będzie czasm ciężej przez zamartwianie się, że innych obciążasz a zarazem szukać będziesz ludzi aby łagodniej przebyć leczenie – wędrówka będzie trwać i trwać ale zagadki na które nie znasz odpowiedzi, rozwiążesz na modlitwie.

Piszę to, aby podzielić się swoją wędrówką, która trwa już długo i nie wiem ile trwać będzie. Nie wiem, ale opieka Boga, świętych jest dla mnie pociechą. Zdarza się, że zapominam o niej, zwłaszcza jak źle się czuję, ale Bóg dochowuje przecież wierności. Ja, nie zawsze.

Nie chcę opisywać całości, aby nie zasmucić ludzi, którzy nie rozumiejąc choroby, odrzucili chorego na epilepsję albo psychicznie chorego. Bardziej chcę się podzielić wsparciem św. Walentego. Kilkakrotnie nawiedzałam miejsce jego kultu. Pojechałam, bo kapłan widząc mój stan stwierdził, że jest nadzieja we wstawiennictwie tego świętego. A przecież trzeba pozwolić świętym się wykazywać. Cudu uzdrowienia nie dostąpiłam, – choć w sercu było pragnienie, ale zarazem lęk. Bo przecież świat się by zmienił gdyby cud się zdarzył. Teraz wiem, że łatwo prosić o cud, ale co dalej? To nie zniechęcanie do proszenia o uzdrowienie, wręcz odwrotnie. Tylko pomyśl sobie, gdybyś doznał cudu, co byś z nim zrobił? Nie tylko ze sobą, dla siebie, ale w wymiarze

wspólnoty.

Więc pojechałam przerażona, ale modliłam się gorliwie. I po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że po tej wizycie doznałam małego cudu – wreszcie dostosowali mi leki. Wtedy zmniejszyły się ataki. Bardzo długo czekałam na to, aby dostać dobre leki. Lekarska ignorancja, polega również na tym, że nie słuchają pacjenta – i dają coś, co szkodzi. Teraz wiem, że trzeba się i za nich modlić.

I tak żyłam na tym jednym leku, choć ataki nadal powtarzały się. Gdy się pogorszyło, znów ksiądz zawiózł mnie do św. Walentego i po tym spotkaniu znalazłam dobrego lekarza, specjalizującego się w leczeniu epilepsji. Dostałam też drugi lek, który dał mi szansę na normalniejsze życie. Oczywiście nie może być pięknie cały czas, coś znów zaczęło się dziać, i co zrobiłam. Znów pojechałam do św. Walentego i problem znikł. Wiem, że mogę polegać na tym świętym odnośnie epilepsji, także skutków ubocznych choroby. Bo trzeba się liczyć zawsze, że atak może coś naruszyć w naszym organizmie, bądź leki choć pomagają, mają wiele skutków ubocznych.

To taka krótka historia mojej zażyłości ze św. Walentym, którego odwiedzają też inni chorzy.

Więc czemu w dzień św. Walentego nie mówić, ludziom o takiej możliwości? Oczywiście, to też wspomnienie wielkich patronów Europy, ale informację o św. Walentym zawsze można przemycić. Ludzie czekają na nadzieję. Również czekałam na nią i wiem, że Bóg działa przez świętych, i tych, którzy do nich z wiarą doprowadzają.

Rozalia



Tutaj dostępny jest wywiad pt. Kim był św. Walenty?



Foto 1. św. Walenty modlący się nad dzieckiem chorym na epilepsję. Obraz znajduje się w rzymskokatolickim kościele parafialnym w Sławatyczach nad Bugiem.

Foto 2. Paulina_Kwoczko_Sancti

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *