NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Światło jedności

AUTOR: o. Bartłomiej J. Kucharski OCD

Refleksja o duchowej roli dialogu

Kardynał Carlo Maria Martini, emerytowany arcybiskup Mediolanu, wybitny biblista, w wywiadzie wydanym w formie książki zatytułowanej Nocne rozmowy w Jerozolimie. O ryzyku wiary mówi: „Kiedyś miałem marzenia o Kościele. Marzył mi się Kościół, który postępuje swoją drogą w ubóstwie i pokorze, Kościół, który nie zależy od potęg tego świata. Marzyłem, że zniknie nieufność. Marzyłem o Kościele, który daje przestrzeń osobom zdolnym do myślenia w sposób otwarty. O Kościele, który daje odwagę tym przede wszystkim, którzy czują się mali albo grzeszni. Marzyłem o Kościele młodym. Dziś już nie mam tych marzeń. Kiedy osiągnąłem 75 lat, postanowiłem się za Kościół modlić”.

Pozornie słowa starego i schorowanego hierarchy (cierpi podobnie jak Jan Paweł II z powodu choroby Parkinsona) mogą być odczytywane jako manifest zwątpienia i rozgoryczenia rzeczywistością współczesnego Kościoła. Nie zapominajmy, że kardynał Martini był jednym z duchownych najbardziej zaangażowanych w odnowę wspólnoty eklezjalnej po Soborze Watykańskim II. Wiązał z nim ogromne nadzieje na powrót struktur Kościoła do ewangelicznej prostoty i ubóstwa. Prawdopodobnie jego oczekiwania były wielkie, rzeczywistość okazała się jednak, jak to zwykle bywa, oporna na zmiany i dostojny hierarcha u kresu życia dostrzega to z całą bolesną wyrazistością. Ale nie oznacza to wcale rezygnacji z dawnych ideałów. Martini widzi dalej nadzieję na głębsze zmiany w Kościele. A źródłem ich dokonania wcale nie są wielkie czyny, słowa i różnego rodzaju masowe akcje, w których być może pokładamy zbyt wiele nadziei, lecz modlitwa. W tym stwierdzeniu emerytowany arcybiskup Mediolanu spotyka się z wielką tradycją karmelitańską. Święta Teresa od Jezusa w XVI wieku, widząc Kościół przeżywający kryzys, dokonuje reformy zakonu karmelitańskiego, polegającej w głównej mierze na powrocie do ideału modlitwy kontemplacyjnej. Zamiast słów krytyki, zwątpienia i pesymizmu, mistyczka z Awili proponuje swoim współczesnym i wszystkim, którzy pragną ją naśladować w jakiejkolwiek epoce dziejów, modlitwę rozumianą jako przyjacielski dialog z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje. Taka rozmowa najlepiej i najgłębiej przyczynia się do duchowego uzdrowienia Kościoła.

Spróbujemy tę tezę krótko uzasadnić. Pomoże nam w tym duchowy brat Teresy, św. Jan od Krzyża. W swoich mistycznych pismach ukazuje on proces wiodący modlącego się człowieka do zjednoczenia z Trójcą Przenajświętszą. Czytamy we fragmencie Pieśni duchowej (39, 4): „Gdy bowiem Bóg udzieli jej łaski zjednoczenia w Trójcy Przenajświętszej, tym samym dusza staje się przebóstwiona i samym Bogiem przez uczestnictwo. […] Jak to się dzieje, nie można ani zrozumieć, ani wyrazić inaczej, jak tylko wskazując, w jaki sposób Syn Boży zdobył nam ten wzniosły stan i wysłużył ten wysoki stopień, że mamy «moc, abyśmy się stali dziećmi Bożymi», jak mówi św. Jan (1, 12). I o to prosił swojego Ojca, gdy mówił w Ewangelii św. Jana (17, 24): «Ojcze, chcę, aby także ci, których mi dałeś, byli ze mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli moją chwałę, jaką mi dałeś». Czyli innymi słowy: aby przez uczestnictwo czynili w nas to samo, co ja czynię przez naturę, czyli by tchnęli Ducha Świętego. I mówi jeszcze (J 17, 20-23): «Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie: aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, by świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś. I także chwałę, którą Mi dałeś przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i że Ty ich umiłowałeś, tak jak Mnie umiłowałeś»”.

Modlitwa kontemplacyjna jest siłą jednoczącą modlącego się z Bogiem, który udziela człowiekowi niepojętej łaski upodobnienia do Siebie. To upodobnienie, nazwane przebóstwieniem, oznacza, że kontemplatyk zaczyna już tu na ziemi żyć treścią dialogu, jaki toczy się wewnątrz Trójcy Przenajświętszej. Wzbudzają świętą trwogę słowa Doktora Mistycznego mówiące o tym, że dusza upodobniona do Syna otrzymuje zdolność, aby tak jak On tchnąć ku Ojcu Ducha Świętego (sic!) jako odpowiedź na Jego miłość (por. PD 39). Te szczyty modlitwy mają jednak swoje konsekwencje także w relacjach międzyludzkich. Mistyk z Toledo przytacza bowiem w cytowanym powyżej fragmencie słowa Modlitwy Arcykapłańskiej, w której Jezus błaga Ojca, by Ich wzajemna jedność stała się jednością łączącą między sobą Jego wyznawców. Chodzi tu o jedność dotyczącą najgłębszej natury człowieka, jedność fundamentalną, rodzącą się w tchnieniu Ducha Świętego, który w głębi duszy człowieka zanosi wciąż nieustanne wołanie ku Bogu: Abba, Ojcze – o czym przypomina nam Apostoł Narodów w Liście do Galatów (Ga 4, 6).

To tchnienie jedności z Bogiem staje się też więzią łączącą ludzi między sobą. W dokumentach Soboru Watykańskiego II czytamy: „Kościół jest w Chrystusie niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (Lumen gentium, 1). Człowiek modlący się w komunii z Kościołem przyczynia się do tego, że jedność między Bogiem i ludźmi oraz jedność w łonie całej społeczności ludzkiej zwiększa się i umacnia. Jeżeli w świecie współczesnym obserwujemy liczne konflikty, rozdarcia w relacjach i kłótnie, oznacza to ni mniej ni więcej, iż brakuje naszemu światu ludzi autentycznej modlitwy, którzy w ukryciu serca prowadzą dialog z Bogiem, owocujący budowaniem przyjacielskich relacji z bliźnimi.

Często zastanawiamy się, czy nasza modlitwa jest dobra. Otóż miarą, która w sposób obiektywny ukaże nam jej wartość, jest fakt, czy umiemy tak, jak Bóg z miłosierdziem patrzeć na naszych braci i siostry, czy umiemy im wybaczać, czy potrafimy zamiast agresji w dyskusjach okazywać życzliwość i wyrozumiałość dla inaczej myślących czy wierzących. Jeżeli nie potrafimy tego wszystkiego wcielić w życie, to oznacza, iż się źle albo w ogóle nie modlimy! Owocem bowiem modlitwy jest budowanie jedności i pokoju w społeczności, w której żyjemy.

Osobiście mogę wyznać, że sam nie potrafię jeszcze stanąć na wysokości tego zadania. Nie umiem być człowiekiem dialogu, choć uważam, że każdy chrześcijanin właśnie kimś takim powinien być, bo Bóg, w którego wierzy, jest Sam w Sobie nieustannym Dialogiem, czyli Jednością Trzech miłujących się Osób. Ten cudowny ideał upodobnienia się do Trójcy jest wciąż przede mną. Dlatego tak jak kardynał Martini postanawiam się modlić, nie narzekać na partie polityczne, na premiera czy prezydenta, na masonów i innych wrogów Kościoła, na duchownych i świeckich, ale modlić się, także i za nich – a wtedy Kościół będzie jeszcze bardziej jaśniał blaskiem Chwały Przenajświętszej Trójcy. Wszystkich moich Przyjaciół czytających „Głos Karmelu” zapraszam także do takiej modlitwy. Tylko ona jest nadzieją dla naszego szalonego świata.

 

ŹRÓDŁO:  GŁOS KARMELU  
artykuł z numeru 2 (26) Marzec-Kwiecień 2009

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *