NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Nadzieja dla ludzkiej nędzy

AUTOR : o. Jerzy Zieliński OCD

Św. Faustyna zapisała pewnego dnia w swoim Dzienniczku słowa: „Przez śluby oddałam Ci się cała, już nic nie mam, co bym Ci ofiarować mogła. – Jezus mi powiedział: Nie ofiarowałaś mi tego, co jest istotnie twoim. Zagłębiłam się w sobie i poznałam, że kocham Boga wszystkimi władzami swej duszy; a nie mogąc poznać, co jest, co nie oddałam Panu, zapytałam: Jezu, powiedz mi o tym, a od­dam Ci natychmiast z hojnością serca. – Jezus rzekł mi z łaskawością: Córko, oddaj mi nędzę twoją, bo ona jest wyłączną twoją własnością”.

Życie aż nadto wyraźnie, w jas­nym świetle, pokazuje naszym oczom prawdę o ludzkiej nędzy. Gdy zawiodą misternie układane plany, gdy po raz kolejny upadamy w grzech, z którym tak długo już się zmagamy, gdy usłyszymy o sobie coś, co podcina skrzydła, gdy mija czas młodości, a w różnych dolegliwościach pojawiają się pierwsze zwia­stuny starości, gdy nagłe zdarzenie pozbawia dobrego zdrowia i możliwości bycia człowiekiem aktywnym i sa­modzielnym, wówczas dane jest nam poznać najistot­niejszą prawdę o człowieku. Prawdę o tym, że wszystko jest w rękach Jezusa, a nie w naszych. Naszą własnością jest tylko nędza, a wszystko inne, od talentów i umiejętności poczynając, pochodzi od Niego. Jezus domaga się, by ta jedna własność człowieka, jego nędza, została mu oddana. W Jego oczach jest materiałem, który może przysłużyć się dobru. Może, ale też i nie musi, bo ogromnie dużo zależy tu od konkretnego człowieka.

Zaakceptować nędzę?

Oddawanie Jezusowi własnej nędzy nie jest czymś jednorazowym i krótkotrwałym. To jest długi proces – tak długi, jak długie jest ludzkie życie. W jednym z listów św. ojciec Pio napisał do swojej duchowej córki: „Pogódź się z tą niełatwą prawdą, że twoja nędza nie umrze przed tobą”. Nie były to słowa wyrażające pesymizm, lecz realizm, z którym człowiek na drogach duchowego wzrastania musi się liczyć.

Dlaczego jest to takie trudne? Bo uświadomienie sobie własnej nędzy, zaakcep­towanie jej i cierpliwa praca nad nią jest prawdziwym obumieraniem naszego „ja”. Tu nie chodzi tylko o to, by w czasie trudnych prób, gdy realnie doświadczamy własnej ograniczoności, mówić Jezusowi: „Oddaję ci moją nędzę”. Istotą oddania własnej nędzy jest praca nad nią każdego dnia z poczuciem sensu, że warto, chociaż nie zawsze wychodzi. „Weź swój krzyż na każdy dzień i chodź za Mną” – powiedział Jezus. Nie ma się zatem co dziwić, że to długi proces.

Co oddać?

Pokuśmy się o konkretne przykłady ludzkiej nędzy z kręgu naszego codziennego życia, której najdrobniejsze nawet ślady trzeba oddawać Jezusowi.

Oddawać trzeba wszelkie znamiona let­niości, przed którą ostrzegał Nauczyciel: „Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący. A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15–16). Oddawać trzeba lenistwo, które ktoś usprawiedliwiał cierpliwością lub zwyczajnym „nie chce mi się”. Oddawać trzeba Komunie święte przyjęte niegodnie, bez głębszej refleksji, bez dziękczy­nie­nia. Oddawać trzeba zwątpienia i kapitulacje, które miały miejsce, bo człowiek liczył na siebie, zapominając, skąd pochodzi moc i wytrwałość. Oddawać trzeba również te kapitulacje, które były skut­kiem lęku, bo człowiek nie doskonalił sztuki zawie­rzania się Bożej opatrzności.

Oddawać trzeba powierzchowność, bo człowie­ko­wi nie chcia­ło się poważniej pomyśleć o życiu; zbyt dużo by to kosz­towało, wymagałoby wielu zmian. Oddawać trzeba modlitwę, bo wcale jej nie było albo była byle jaka. Oddawać trzeba interesowną służbę bliźnim, bo Ten, który jest wzorem dla nas wszystkich, nie przy­szedł szukać przywilejów i korzyści. Oddawać trzeba sytu­a­cje, w których dobre natchnienia były wyraźne, a człowiek nie szedł za nimi. Oddawać trzeba wszystko, co Bóg zlecił, a człowiek nie wykonał. Oddawać trzeba brak dyskrecji i intymności przebywania z Jezusem, bo człowiek każdą łaskę i każdy krzyż, jaki otrzymał, rozmienił na drobne swoim językiem.

Oddawać trzeba bolesne rany i różne formy śmierci zadane drugiemu człowiekowi językiem. „A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa (a co dopiero krzyw­dzą­cego), które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz unie­winniony i na podstawie słów twoich będziesz potępio­ny” (Mt 12, 36–37). Oddawać trzeba sytuacje, w których podstępnymi słowami paraliżowano dobro wspólnoty i pojedynczych osób.

Oddawać trzeba sytuacje, w których czło­wiek swoją długo­trwa­łą i złośliwą postawą był przyczyną czyjegoś uświęcenia. Jezus wprawdzie pomógł zdobyć du­chową dojrzałość tam­tej osobie, którą poddał próbie, lecz biada człowiekowi, który stał się w Jego rękach narzę­dziem tego uświęcenia. Jeśli jesteś takim narzędziem, już teraz zmień swoją po­stawę. Jeśli nie jesteś, dziękuj Mu za to, bo swych praw­dziwych przyjaciół nigdy nie używa On jako narzędzi czy­jegoś uświęcenia. „Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez któ­rego przychodzą… Uważajcie na siebie!” (Łk 17, 1. 2b).

Oddawać trzeba brak przebaczenia, szcze­gólnie tego, o które ktoś prosił, a nie otrzymał i odszedł z tego świata przygnieciony wielkim ciężarem. Brak prze­baczenia, w jakiejkolwiek nie wyraziłby się formie, zapi­suje jedne z najdłuższych historii ludzkich oczyszczeń i wynagrodzeń w życiu pośmiertnym. „Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu! I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwrócił się do ciebie, mówiąc: «Żałuję tego», przebacz mu” (Łk 17, 3–4).

Oddawać trzeba sytuacje, w których – w imię źle pojętej przyjaźni – nie unikaliśmy towarzystwa tych osób, o których wiedzieliśmy, że są gadatliwe, skłon­ne do wynurzeń, którym brak miłości i wyrozumiałości dla innych. Mówiąc o obowiązku unikania takich osób, nie wolno nam, oczywiście, naruszać przykazania miłości. Trze­ba zachować postawę uprzejmą, ale też zdecy­do­waną. Oddawać trzeba wszystkie sytuacje, kiedy nie byliśmy podporą dla naszych bliskich, szczególnie rodziców, lecz dokładaliśmy do ich krzyża kolejne ciężary.

Oddawać trzeba hołdowanie pew­ne­mu stylowi życia, który polegał na roztrząsaniu postępowania bliźnich i orzekaniu, gdzie byli, a gdzie nie byli poprawni. Nie brano pod uwagę przykazania: „Nie sądź bliźniego” (por. Łk 6, 37), jak również tego, że Bóg nie żąda od wszystkich jednakowej doskonałości. Z charakte­ry­styczną sobie prostotą święty Jan Vianney, proboszcz z Ars, mówił: „Z siebie samego, a nie z bliźnich trzeba będzie zdać sprawę… Wielu jest takich, co ten świat opuszczają, nie wiedząc, po co tu przyszli, i mało się o to troszcząc. Nie postępujmy jak oni”.

Pokora nie jest łatwa

Przeszkodą w oddawaniu Jezusowi własnej nędzy jest fałszywa pokora, która nie pozwala człowiekowi stanąć w obliczu Boga takim, jakim się jest i uchwycić się Jego miłosierdzia. Prawdziwej pokorze towarzyszą nieomylne znaki jej autentyczności. Są to: wewnętrzna radość, pokój, cichość i moc. Fałszywa pokora nie posiada żadnego z nich. Jej znakami są zniechęcenie, rezygnacja z podnoszenia się z upadków, nieustanny niepokój serca i brak przebaczenia sobie popełnionych błędów.

Cenne pouczenie na temat różnicy pomiędzy prawdziwą i fałszywą pokorą pozostawiła nam święta Teresa z Awili. „Pokora, choćby największa, nie sprawia w duszy niepokoju… Przeciwnie, przynosi jej pokój, słodycz i uciszenie. Chociażby kto na widok grzechów swoich uznał jasno, że zasłużył na piekło, i smucił się, i poczytywał siebie za godnego wzgardy i obrzydzenia od wszystkich i ledwo śmiał błagać o miłosierdzie – ból ten jednak i smutek, jeśli im towarzyszy pokora prawdziwa, taką ma w sobie słodkość i ukojenie dla duszy, iż kto raz ich zakosztował, chciałby ich zawsze doznawać. Żal więc za grzechy przy pokorze nie trwoży duszy, ani nie przeraża, przeciwnie, rozszerza ją i sposobną czyni do gorliwej służby Bożej”. Pokora fałszywa, pochodząca od złego ducha, „wtrąca duszę w odmęt niepokoju i trwogi, i wzburza ją całą, i gnębi ją niewypowiedzianym udręczeniem. I to miotanie się diabeł podaje nam za pokorę, abyśmy, uwierzywszy mu, stracili wszelką ufność w Bogu”.

W Chrystusie poznanie siebie, swej małości i nędzy, nie budzi trwogi i niepokoju, lecz niesie nadzieję i siłę do dalszej drogi. W Listach Nikodema Jan Dobraczyński wkłada w usta Jezusa ciekawe słowa, których nie znajdziemy w Ewangeliach. Pewnego dnia mówi On do Nikodema: „Daj mi swoje grzechy”. Słowa te nurtują serce bohatera przez długi czas. Nie pojmuje, co to znaczy oddać Zbawicielowi swój grzech. Dopiero po śmierci Jezusa na krzyżu zrozumie, że być prawdziwie pokornym, to – między innymi – przebaczać sobie popełniony grzech, odrywać się od niego, a kierując swój wzrok ku Zmartwychwstałemu, zawierzyć Mu wszystko, co w nas niedoskonałe. W Nim wszelki grzech został pokonany.

Właściwością Bożej miłości jest nie tylko poszu­ki­wa­nie i przywracanie do stanu pierwotnej miłości. Właści­wo­ścią Jego miłości jest również proszenie: „Kochaj Mnie!”, „Przyjmij moje miłosierdzie, oddając Mi swoją nędzę!”. Czy można sobie wyo­bra­zić większą miłość.


ŹRÓDŁO:  GŁOS KARMELU  
artykuł z numeru 2 (26) Marzec-Kwiecień 2009

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *