NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Kryzys małżeństwa

Autor: o.Rafał Wojciechowski
 
Chociaż małżeństwo jest wspólnotą dwojga osób, które pragną stanowić najpełniejszą jedność i do tej jedności dążą, to jednak zawsze będą między małżonkami pewne różnice. O tych trudnych do przezwyciężenia różnicach mówił Górki: “ Trudno jest człowiekowi żyć samemu, ale jeszcze trudniej we dwoje.” Które małżeństwo nie doświadczyło prawdy tych słów?

 

 Konieczna jest dbałość o pewną równowagę między “ja“ każdego z małżeństw a “my – jako wyrazu ich wspólnoty. To “ja“ jest tym, co różni, a “my” tym, co łączy. Równowaga tych postaw stanowi o sukcesie wspólnego życia. Troska małżonków musi iść przede wszystkim w kierunku przekształcania różnych przejawów odzywającego się “ja” każdego z partnerów w to, co stanowi ich wspólne “my”. Jednak nawet największe uczucie nie potrafi tego dokonać w sposób doskonały. Trzeba sobie uświadamiać niebezpieczeństwa przewagi tego, co dzieli, nad tym, co łączy, i trzeba umieć podać sobie ręce, by te różnice przezwyciężać. Nie można jednak udawać, że nie ma różnic, nie można sobie wmawiać, że małżonków nic nie dzieli. Rozpoznając to, co dzieli, trzeba wspólnie te różnice pokonywać.

Małżonkowie się kochają, a jednak nie mogą się w pełni ze sobą spotkać, pragną jedności, a żyją w niebezpieczeństwie rozbicia, pragną wspólnoty, a potykają się o to, co ich dzieli. Najważniejsze jest jednak to, aby wierzyć w miłość, bo miłość naprawdę istnieje i wbrew wszystkiemu, można nią żyć. Trzeba tylko umieć ją dostrzec i uwierzyć, że można ją uczynić swoją rzeczywistością. Miłość istnieje, ale jej realizacja w życiu jest bardzo trudna.
 
Dlaczego jednak jest to tak trudna praca? Każda osoba jest w pewnym sensie zamknięta w sobie i nigdy nie będzie w pełni poznana przez drugą osobę. Człowiek zawsze pozostanie tajemnicą. Ten stan trzeba codziennie przezwyciężyć. Największą pomocą na drodze do jedności będzie ciągły wysiłek, by chcieć zrozumieć swojego współmałżonka. Jeśli nie ma troski o to zrozumienie, łatwo może się pojawić między małżonkami dzielący ich mur. Najczęściej będzie to mur milczenia, najdą tak zwane ciche dni.
 
Można wypowiadać słowa, a jednak ze sobą nie rozmawiać. Tak jest wówczas, gdy słowa niczego nie komunikują. Taki kryzys rodzi się najczęściej po 2 – 3 latach życia małżeńskiego. Wyrasta z nabywanej świadomości, że droga zrozumienia partnera jest równocześnie drogą powtarzania. Powtarzanie zaś męczy. Męczy tego, który mówi, ale jeszcze bardziej męczy tego, kto słucha, zwłaszcza, gdy jest narażony na słuchanie takich rzeczy, których nie chce słuchać, niemiłych dla ucha i dla serca. Wtedy to, prawie, że instynktownie ludzie zamykają się w krainie milczenia. Jest różnica między milczeniem kobiety a milczeniem mężczyzny.
 
Milczenie kobiety jest bardzo wymowne. Komunikowanie słów ma być dialogiem, czyli pragnieniem, żeby wypowiadane treści docierane i były przyjmowane w tym wypadku przez żonę. Tymczasem może ona przyjąć taką formę obrony, jeśli przestanę słuchać, mąż nie będzie mógł słuchać, bo moje milczenie nie pozwoli mu niczego komunikować. W związku z tym nie będę go musiała ani słuchać, ani chcieć zrozumieć. Jest to bardzo wygodna postawa, bo pozwala oskarżyć zniechęconego niesłuchaniem męża, że nie chce mówić. Oto subtelna delikatność kobiety: powiedzieć wszystko, nic nie mówiąc.
 
Zupełnie jest inne milczenie mężczyzny. Jest ono bardzo lakoniczne. Mężczyzna, gdy milczy, naprawdę nic nie komunikuje. Wycofuje się prawdziwie w świat milczenia. Szuka spokoju w ucieczce i pozostaje każde pytanie żony bez odpowiedzi. Wtedy niespokojna małżonka chce wymusić dialog: tworzy problemy, proponuje rozwiązania, żąda wyjaśnień, ale wszystko na próżno. Mąż nie odpowiada. Nie podejmuje żadnej inicjatywy w wymianie myśli. Takie milczenie pozwala mu niejako patrzeć z góry na swoją żonę. Aż w końcu żona szuka kogoś, kto zechce jej słuchać i kto wie… może zechce pokochać.
 
Niekontrolowana ewolucja takiego procesu prowadzi do coraz większej objętości. A ta może się okazać siłą zabójczą dla małżeństwa. Obojętność jest jedną z najbardziej perfidnych sposobów walki ludzi obcujących z sobą. Ona sprawia, że nie ma wspólnych podstaw do dialogu. Spalone mosty, które przecież kiedyś łączyły małżonków, sprawiają, że ci ludzie czują się coraz bardziej samotni, nawet, jeśli ciągle żyją w tym samym mieszkaniu. Jedność została rozbita. Obojętność sprawiła, że małżonkowie z sobą nie rozmawiają, nie spotykają się, nie mają już nawet wspólnych spraw i interesów. Pomału przestają się kochać. Może jeszcze prowadzą życie we dwoje, ale tylko ze względu na mieszkanie, na dzieci, na opinię społeczną, na wygodę czy nawet z przyzwyczajenia. Są razem, ale nie żyją razem. Pomału pojawia się nieczułość, a to jest jeszcze jeden krok w kierunku rozbicia wspólnoty małżeńskiej. W końcu dochodzi do całkowitej obojętności. Wtedy wystarczy jeden gest okazanego uczucia ze strony kogoś innego, zainteresowania, propozycji dania tego, czego zraniona w małżeństwie osoba oczekuje… i może być nieszczęście. Wierność wydaje się niemożliwa do zachowania z chwilą, gdy wygasła miłość.
 
Obojętność może się też przekształcić w cichą nienawiść. Nienawiść zaś jest jakby drugą stroną miłości. Wyrasta z miłości rozbitej i odrzuconej. Jeśli miłość jest tym, co buduje, to nienawiść jest tym, co burzy. Jeśli małżonkowie chcą uratować swoją miłość, muszą postawić ponad to wszystko, co ich dzieli to, co może jednoczyć. Te elementy jednoczące będą pomagać im wracać do siebie i to wracać w miłości. Poddając się tej wewnętrznej dyscyplinie przypominania sobie tego, co ich kiedyś łączyło, odnawiając stale wolę spotkania współmałżonka, umocnią jedność, zrealizują miłość, zbudują wspólne szczęście. Podziały płynące ze złej woli są bardzo niebezpieczne, ponieważ są zaprzeczeniem miłości i prostą drogą prowadzą do destrukcji małżeństwa.
 
Obojętność jest wielkim złem. Natomiast największym dobrem dla małżeństwa jest poszukiwanie tego wszystkiego, co łączy. To najbardziej zbliża ludzi do siebie i pomaga przezwyciężyć wszelkie małżeńskie kryzysy.
 
Wyzbywać się iluzji, czyli koniecznie trzeba być sobą. Wszyscy małżonkowie muszą wyzbywać się iluzji, że ich partnerzy zgadują ich myśli. Wcześniej czy później życie wspólne dowiedzie, że tak nie jest. Czymś niezbędnym jest zatem, dążenie do tego, by być rozumianym, by mówić, ściśle formułować własne myśli. Jest to jeden z największych darów, jakim małżonkowie mogą się wzajemnie wzbogacić. Trzeba sobie wzajemnie pomagać, nawet zmuszać się wzajemnie do tego, aby partner stawał się sobą i rozwijał swoje własne dary i wartości. To bowiem jest konieczne do życia. Jedną z najcenniejszych cech małżeństwa jest to, że jest ono szkołą terapii, czasem nawet bardzo bolesnej. Dla osiągnięcia zdrowia tak małżeńskiej wspólnoty, jak też każdego z małżonków, powinni oni wzajemnie przed sobą poszukiwać prawdy, wypowiadać swoją opinie o wszystkim, z pełną jasnością wyrażać swoje pragnienia, to, czego oczekują od siebie. Powinni to oczywiście czynić z zachowaniem szacunku wobec siebie i prawdziwej troski o wzajemne zrozumienie.
 
Nie wystarcza bierne pozostanie tym, czym się jest, trzeba dążyć do rozwoju, do stawania się w pełni sobą. Bo istnienie człowieka nie polega przecież tylko na tym, że został on wydany na świat; jesteśmy powołani do tego, by do ostatniego tchnienia “ stawać się” po to, aby istnieć. Podobnie w małżeństwie trzeba ciągle “stawać się” partnerem wartym miłości.
 
Wychodzenie z kryzysu. Można przez lata unikać konfrontacji, nie podejmując żadnych trudnych tematów. Może to nawet cieszyć małżonków, że ich rodzina sprawia dobre wrażenie. Nawet dzieci można związać taką nie sformułowaną umową. Ale po latach okaże się, że czegoś w takiej rodzinie zabrakło.
 
O co tu chodzi? Po przejściu terapii w małżeństwie, które przeżyło głęboki kryzys, Anna i Eryk podsumowują to, co przeżyli. “ Oboje byliśmy piękni (względnie) i bogaci (w dyplomy i talenty). Mieliśmy jednak utajone rany, o których nigdy nie mówiliśmy. Ciągle nosiłem w sobie ranę powstałą z rozstania się moich rodziców bez rozwodu – mówi Eryk. Ja natomiast nosiłam wspomnienie o śmierci mojej matki, gdy miałam pięć lat, i o kolejnym małżeństwie ojca z kobietą, która mnie nigdy nie kochała – dodaje Anna. Na zasadach milczącej umowy nigdy nie mówiliśmy o tych doznaniach i lękach, że może nie zasługujemy na miłość. To doprowadziło do braku satysfakcji w pożyciu. Kiedyś dzieci od nas odjechały, ale to wcale nie przyniosło nam uleczenia. Krótkie i ciche pozamałżeńskie przygody dawały każdemu z nas iluzję, że wreszcie nas zrozumiano i pokochano. Aż w końcu Anna orzekła, że tak dalej żyć nie można – Dorzucił Eryk. Miałem wrażenie, że mnie zaatakowała, ośmielając się mówić o sobie, o mnie, a także i o tych dawnych zranieniach, które po raz pierwszy odważnie przypomniała. Pomoc terapeuty była oczywiście konieczna. Ale teraz jesteśmy jak nowi, na nowo odkryliśmy wzajemnie siebie i innych wokół nas. Zaczęliśmy żyć mądrzej, ale nie obeszło się bez wysiłku.
 
Trzeba koniecznie mówić o sobie, odkryć swoje rany i niepokoje i pozwolić komuś, kto jest nam najbliższy, dotknąć tych ran, aby mógł zająć się ich uleczeniem.
 
Małżonkowie spotykają się z sobą na skrzyżowaniu rozmaitych różnic i trudności. Potrzeba czasu, wzajemnego szacunku i zrozumienia, jeśli się chce, aby to spotkanie było pełne. Po wypowiedzeniu wzajemnego “tak”, nawet wówczas, gdy się je wypowiada przed Bogiem, małżonkowie nie stają się automatycznie jednością. Ich jedność jest ideałem, ku któremu dążą. Osiąga się go jedynie na drodze zwycięskiego pokonywania rozmaitych małżeńskich różnic i konfrontacji. Dopiero wtedy, gdy te różnice przestają przeszkadzać, stają się jednoczącym bogactwem małżonków. Żyć w jedności, to znaczy umieć przezwyciężyć stan międzyosobowej konfrontacji, to znaczy znaleźć to, co naprawdę łączy, a przezwyciężyć to, co dzieli.
 
ŹRÓDŁO: IP NEOKAWIARENKA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *